poniedziałek, 12 października 2015

Meek, Oh Why?

   Kiedy w moich YouTubowych subskrypcjach, wyświetliła się propozycja od Asfalt Records z fikuśną różową miniaturką, nie wiązałam z nią sporych nadziei. Muszę się przyznać i tak kolokwialnie powiedzieć, że otworzyłam ten utwór dla beki. Jednak po kilku minutach, cała moja uwaga skupiła się na sidebarze znajdującym się pod filmem, w celu pogłębienia wiedzy na temat Meek, Oh Why? Całe szczęście znalazłam link, który przekierował mnie do darmowego pobrania płyty i tak oto, od miesiąca na moich słuchawka nie zabrzmiało nic poza EPką „Księżniczka i Buc”. Ostatni raz byłam tak zachwycona cztery lata temu, kiedy w moje ręce, a raczej na moją playliste, trafił Bisz z swoją EPką „Zimy” (tak wiem, odkryłam ją z lekkim opóźnieniem). Ciężko jest się do czegoś przyczepić, bo nawet po dłuższym zastanowieniu prostota okładki w kolorze baby pink, potrafi urzec. Jednak wszyscy doskonale wiemy, że nie ma rzeczy idealnych, a ten projekt ma jedną dużą wadę, EPki nie można dostać w fizyku (szkoda). Tym krótkim wstępem, zapraszam na wywiad.

K: Może zacznijmy od początku, kim chciałeś zostać jak byłeś mały?
                                                            
M: Kimkolwiek, byleby nie paść ofiarą łańcucha pokarmowego w korporacji i nie wykonywać zadań pod czyimś nadzorem. Od momentu rozpoczęcia nauki w podstawówce, zjawisko "autorytetu z urzędu" w postaci nauczycielki „naćpanej” władzą, zmuszającej do wykonywania zupełnie bezsensownych zadań pod groźbą wystawienia złej oceny, dało mi odpowiedź, że w moim życiu wolność będzie wartością nadrzędną. Zacząłem bardzo wcześnie szukać "tego czegoś”, co pozwoli mi uzyskać niezależność, a kiedy w wieku ośmiu lat dołączyłem do klasy fortepianu w szkole muzycznej i pierwszy raz zamknąłem oczy grając, a dźwięki wymknęły się spod kontroli stało się jasne, że muzyka daje mi tą szansę. Od zawsze wyznaję zasadę, że poszukiwanie jest o wiele ważniejsze niż samo znalezienie. Balansując cały czas pomiędzy światem, który widzę, który jest pełen gotowych rozwiązań i dróg na skróty, potrzebuję tej ucieczki do zjawiska, w którym nie znajdę nigdy czarno-białej odpowiedzi, a gdybym niespodziewanie znalazł świadczyłoby to o tym, że moja wyobraźnia jest już w kulminacyjnym punkcie i czas skończyć swoją przygodę z muzyką. Rozgadałem się, ale podsumowując, od najmłodszych lat chciałem być posiadaczem narzędzia do generowania swojej wolności, tylko wtedy jeszcze nie wiedziałem, jaką to narzędzie nosi nazwę.

K: Jak trafiłeś w szeregi Asfalt Records?

M: W listopadzie 2014 roku powstały teksty na debiutancki materiał "Księżniczka i Buc". Pierwotnie zamierzałem założyć zespół ze znajomymi z akademii muzycznej i z nimi pracować nad tym projektem. Jednak przez wielkie rozczarowanie, które było spowodowane kwestiami pozamuzycznymi, ostatecznie zrezygnowałem z tego konceptu. Przeżyłem później najbardziej irracjonalny rozdział swojego życia, który skończył się w okolicach lutego/marca. W momencie, kiedy wróciłem na ziemię postanowiłem, że daję sobie tydzień na zrobienie samemu muzyki na całą EP. Przesiedziałem tydzień sam w swoim mieszkaniu, nagrałem cały materiał i wysłałem znajomym. Urodziła się fajna atmosfera wokół tego projektu i poczułem, że jest to dobre streszczenie mojego podejścia do muzyki w tamtym czasie. Nie pamiętam dokładnie, w jakich okolicznościach puściłem "Księżniczkę i Buca" mojemu serdecznemu kumplowi, który jest informatykiem w Asfalcie, był zaskoczony efektem końcowym i sam zaproponował, że pokaże chłopakom z ekipy. Minęło trochę czasu i napisał do mnie Tytus, że materiał bardzo mu się podoba i zapytał, czy chcę dołączyć do ekipy Asfalt Records. Po dłuższej rozmowie i ustaleniu szczegółów, przekonałem się do tego pomysłu i z radością stwierdzam, że nie żałuję swojej decyzji.

K: “Księżniczka I Buc” to projekt składający się z czterech utworów, które opowiadają nam spójną historię. Ciekawi mnie, jaki masz stosunek do tych dwóch historii, czy identyfikujesz się w jakimś stopniu z postacią „Buca”? Czy te dwie historie zostały wykreowane na potrzeby płyty, czy są one wzięte z Twoich osobistych doświadczeń?

M: Ludzie uwielbiają wytykać błędy innym, upominać i dawać im wskazówki życiowe. Uwielbiają plotkować i odwracać uwagę przez oczernianie innych od swoich własnych przywar. Sam łapię się na tym, że tak robię! Pomimo swojej pełnej świadomości, że może to jedynie zaszkodzić drugiemu w zamian za chwilową poprawę własnego samopoczucia. Podobnie zachowałem się pisząc "Księżniczkę i Buca", z tym, że poprawiając swoje samopoczucie wyżywałem się na postaciach fikcyjnych jedynie inspirowanych swoim własnym życiem. W "Bucu" oczywiście jest bardzo dużo mnie, ale pisząc teksty nie byłem gotowy bezpośrednio przyznać się do wielu swoich błędów, więc wykreowałem zewnętrzną postać, którą uzupełniłem o zachowania z mojego otoczenia. "Księżniczka Daisy" to wycinanka charakterów kilku moich znajomych. Jeśli chodzi o samo spotkanie jest to fikcja, mocno inspirowana prawdziwą sytuacją.

K: Czy byłeś przygotowany na tak pozytywny odbiór swojej EPki?

M: Cieszę się, że ludzie odbierają EPkę w taki, a nie inny sposób. Najbardziej bałem się, że zabrzmię jak ktoś, kto uważa się za nieomylnego i świętego, albo jak pesymista, który użala się nad otaczającym go światem, mimo że w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Z dużym dystansem patrzę na to, co mnie otacza i chcę się dzielić swoimi spostrzeżeniami, tak zwyczajnie. Do niczego nie namawiam, jedynie wytykam błędy nieistniejącym postaciom, cieszę się, że ludzie to rozumieją.

K: Swoją przyszłość wiążesz z działaniem na polskiej scenie muzyki hip-hopowej, czy jest to po prostu tymczasowa zabawa gatunkiem?

M: Uwielbiam hip-hop, ale jeszcze bardziej uwielbiam poszukiwanie w muzyce. Gdybym na starcie stwierdził, że swoją przyszłość wiążę z polską sceną hip-hopową, mógłbym w którymś momencie stracić wiarygodność przekazu. Czuję, że zmierzam w konkretnym kierunku, a projekty, w których brałem udział, czy te które dopiero ujrzą światło dzienne, są jedynie sprawozdaniem z drogi. Ciekaw jestem, dokąd mnie to zaniesie.

K: Jako student, masz jakąś dobrą radę dla kolegów, którzy dopiero zaczną zmagania z typową studencką egzystencją?

M: Każdy zobaczy, o co chodzi na studiach. Na chwilę obecną, jedyna rada, jaką mógłbym dać to, że kubełek z KFC na śniadanie smakuje najlepiej na świecie i nie trzeba nic jeść do następnego poranka, więc chyba ostatnią odpowiedź odpuszczę.

            


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz