Kiedy
w moich YouTubowych subskrypcjach, wyświetliła się propozycja od Asfalt Records z
fikuśną różową miniaturką, nie wiązałam z nią sporych nadziei. Muszę się
przyznać i tak kolokwialnie powiedzieć, że otworzyłam ten utwór dla beki.
Jednak po kilku minutach, cała moja uwaga skupiła się na sidebarze znajdującym
się pod filmem, w celu pogłębienia wiedzy na temat Meek, Oh Why? Całe szczęście
znalazłam link, który przekierował mnie do darmowego pobrania płyty i tak oto,
od miesiąca na moich słuchawka nie zabrzmiało nic poza EPką „Księżniczka i Buc”.
Ostatni raz byłam tak zachwycona cztery lata temu, kiedy w moje ręce, a raczej
na moją playliste, trafił Bisz z swoją EPką „Zimy” (tak wiem, odkryłam ją z
lekkim opóźnieniem). Ciężko jest się do czegoś przyczepić, bo nawet po dłuższym
zastanowieniu prostota okładki w kolorze baby pink, potrafi urzec. Jednak wszyscy
doskonale wiemy, że nie ma rzeczy idealnych, a ten projekt ma jedną dużą wadę,
EPki nie można dostać w fizyku (szkoda). Tym krótkim wstępem, zapraszam na
wywiad.
M: Kimkolwiek,
byleby nie paść ofiarą łańcucha pokarmowego w korporacji i nie wykonywać zadań
pod czyimś nadzorem. Od momentu rozpoczęcia nauki w podstawówce, zjawisko "autorytetu
z urzędu" w postaci nauczycielki „naćpanej” władzą, zmuszającej do
wykonywania zupełnie bezsensownych zadań pod groźbą wystawienia złej oceny,
dało mi odpowiedź, że w moim życiu wolność będzie wartością nadrzędną. Zacząłem
bardzo wcześnie szukać "tego czegoś”, co pozwoli mi uzyskać niezależność,
a kiedy w wieku ośmiu lat dołączyłem do klasy fortepianu w szkole muzycznej i
pierwszy raz zamknąłem oczy grając, a dźwięki wymknęły się spod kontroli stało
się jasne, że muzyka daje mi tą szansę. Od zawsze wyznaję zasadę, że
poszukiwanie jest o wiele ważniejsze niż samo znalezienie. Balansując cały czas
pomiędzy światem, który widzę, który jest pełen gotowych rozwiązań i dróg na
skróty, potrzebuję tej ucieczki do zjawiska, w którym nie znajdę nigdy czarno-białej
odpowiedzi, a gdybym niespodziewanie znalazł świadczyłoby to o tym, że moja
wyobraźnia jest już w kulminacyjnym punkcie i czas skończyć swoją przygodę z
muzyką. Rozgadałem się, ale podsumowując, od najmłodszych lat chciałem być
posiadaczem narzędzia do generowania swojej wolności, tylko wtedy jeszcze nie
wiedziałem, jaką to narzędzie nosi nazwę.
K: Jak trafiłeś w szeregi Asfalt
Records?
M: W
listopadzie 2014 roku powstały teksty na debiutancki materiał "Księżniczka
i Buc". Pierwotnie zamierzałem założyć zespół ze znajomymi z akademii
muzycznej i z nimi pracować nad tym projektem. Jednak przez wielkie
rozczarowanie, które było spowodowane kwestiami pozamuzycznymi, ostatecznie
zrezygnowałem z tego konceptu. Przeżyłem później najbardziej irracjonalny
rozdział swojego życia, który skończył się w okolicach lutego/marca. W momencie,
kiedy wróciłem na ziemię postanowiłem, że daję sobie tydzień na zrobienie
samemu muzyki na całą EP. Przesiedziałem tydzień sam w swoim mieszkaniu,
nagrałem cały materiał i wysłałem znajomym. Urodziła się fajna atmosfera wokół
tego projektu i poczułem, że jest to dobre streszczenie mojego podejścia do
muzyki w tamtym czasie. Nie pamiętam dokładnie, w jakich okolicznościach
puściłem "Księżniczkę i Buca" mojemu serdecznemu kumplowi, który jest
informatykiem w Asfalcie, był zaskoczony efektem końcowym i sam zaproponował,
że pokaże chłopakom z ekipy. Minęło trochę czasu i napisał do mnie Tytus, że
materiał bardzo mu się podoba i zapytał, czy chcę dołączyć do ekipy Asfalt
Records. Po dłuższej rozmowie i ustaleniu szczegółów, przekonałem się do tego
pomysłu i z radością stwierdzam, że nie żałuję swojej decyzji.
K: “Księżniczka I Buc” to projekt
składający się z czterech utworów, które opowiadają nam spójną historię.
Ciekawi mnie, jaki masz stosunek do tych dwóch historii, czy identyfikujesz się
w jakimś stopniu z postacią „Buca”? Czy te dwie historie zostały wykreowane na
potrzeby płyty, czy są one wzięte z Twoich osobistych doświadczeń?
M: Ludzie
uwielbiają wytykać błędy innym, upominać i dawać im wskazówki życiowe.
Uwielbiają plotkować i odwracać uwagę przez oczernianie innych od swoich
własnych przywar. Sam łapię się na tym, że tak robię! Pomimo swojej pełnej
świadomości, że może to jedynie zaszkodzić drugiemu w zamian za chwilową poprawę
własnego samopoczucia. Podobnie zachowałem się pisząc "Księżniczkę i
Buca", z tym, że poprawiając swoje samopoczucie wyżywałem się na
postaciach fikcyjnych jedynie inspirowanych swoim własnym życiem. W
"Bucu" oczywiście jest bardzo dużo mnie, ale pisząc teksty nie byłem
gotowy bezpośrednio przyznać się do wielu swoich błędów, więc wykreowałem
zewnętrzną postać, którą uzupełniłem o zachowania z mojego otoczenia.
"Księżniczka Daisy" to wycinanka charakterów kilku moich znajomych.
Jeśli chodzi o samo spotkanie jest to fikcja, mocno inspirowana prawdziwą
sytuacją.
K: Czy byłeś przygotowany na tak
pozytywny odbiór swojej EPki?
M: Cieszę
się, że ludzie odbierają EPkę w taki, a nie inny sposób. Najbardziej bałem się,
że zabrzmię jak ktoś, kto uważa się za nieomylnego i świętego, albo jak
pesymista, który użala się nad otaczającym go światem, mimo że w rzeczywistości
jest zupełnie inaczej. Z dużym dystansem patrzę na to, co mnie otacza i chcę
się dzielić swoimi spostrzeżeniami, tak zwyczajnie. Do niczego nie namawiam, jedynie
wytykam błędy nieistniejącym postaciom, cieszę się, że ludzie to rozumieją.
K: Swoją przyszłość wiążesz z
działaniem na polskiej scenie muzyki hip-hopowej, czy jest to po prostu tymczasowa
zabawa gatunkiem?
M: Uwielbiam
hip-hop, ale jeszcze bardziej uwielbiam poszukiwanie w muzyce. Gdybym na
starcie stwierdził, że swoją przyszłość wiążę z polską sceną hip-hopową,
mógłbym w którymś momencie stracić wiarygodność przekazu. Czuję, że zmierzam w
konkretnym kierunku, a projekty, w których brałem udział, czy te które dopiero
ujrzą światło dzienne, są jedynie sprawozdaniem z drogi. Ciekaw jestem, dokąd
mnie to zaniesie.
K: Jako student, masz jakąś dobrą
radę dla kolegów, którzy dopiero zaczną zmagania z typową studencką
egzystencją?
M: Każdy
zobaczy, o co chodzi na studiach. Na chwilę obecną, jedyna rada, jaką mógłbym
dać to, że kubełek z KFC na śniadanie smakuje najlepiej na świecie i nie trzeba
nic jeść do następnego poranka, więc chyba ostatnią odpowiedź odpuszczę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz