poniedziałek, 12 października 2015

Meek, Oh Why?

   Kiedy w moich YouTubowych subskrypcjach, wyświetliła się propozycja od Asfalt Records z fikuśną różową miniaturką, nie wiązałam z nią sporych nadziei. Muszę się przyznać i tak kolokwialnie powiedzieć, że otworzyłam ten utwór dla beki. Jednak po kilku minutach, cała moja uwaga skupiła się na sidebarze znajdującym się pod filmem, w celu pogłębienia wiedzy na temat Meek, Oh Why? Całe szczęście znalazłam link, który przekierował mnie do darmowego pobrania płyty i tak oto, od miesiąca na moich słuchawka nie zabrzmiało nic poza EPką „Księżniczka i Buc”. Ostatni raz byłam tak zachwycona cztery lata temu, kiedy w moje ręce, a raczej na moją playliste, trafił Bisz z swoją EPką „Zimy” (tak wiem, odkryłam ją z lekkim opóźnieniem). Ciężko jest się do czegoś przyczepić, bo nawet po dłuższym zastanowieniu prostota okładki w kolorze baby pink, potrafi urzec. Jednak wszyscy doskonale wiemy, że nie ma rzeczy idealnych, a ten projekt ma jedną dużą wadę, EPki nie można dostać w fizyku (szkoda). Tym krótkim wstępem, zapraszam na wywiad.

K: Może zacznijmy od początku, kim chciałeś zostać jak byłeś mały?
                                                            
M: Kimkolwiek, byleby nie paść ofiarą łańcucha pokarmowego w korporacji i nie wykonywać zadań pod czyimś nadzorem. Od momentu rozpoczęcia nauki w podstawówce, zjawisko "autorytetu z urzędu" w postaci nauczycielki „naćpanej” władzą, zmuszającej do wykonywania zupełnie bezsensownych zadań pod groźbą wystawienia złej oceny, dało mi odpowiedź, że w moim życiu wolność będzie wartością nadrzędną. Zacząłem bardzo wcześnie szukać "tego czegoś”, co pozwoli mi uzyskać niezależność, a kiedy w wieku ośmiu lat dołączyłem do klasy fortepianu w szkole muzycznej i pierwszy raz zamknąłem oczy grając, a dźwięki wymknęły się spod kontroli stało się jasne, że muzyka daje mi tą szansę. Od zawsze wyznaję zasadę, że poszukiwanie jest o wiele ważniejsze niż samo znalezienie. Balansując cały czas pomiędzy światem, który widzę, który jest pełen gotowych rozwiązań i dróg na skróty, potrzebuję tej ucieczki do zjawiska, w którym nie znajdę nigdy czarno-białej odpowiedzi, a gdybym niespodziewanie znalazł świadczyłoby to o tym, że moja wyobraźnia jest już w kulminacyjnym punkcie i czas skończyć swoją przygodę z muzyką. Rozgadałem się, ale podsumowując, od najmłodszych lat chciałem być posiadaczem narzędzia do generowania swojej wolności, tylko wtedy jeszcze nie wiedziałem, jaką to narzędzie nosi nazwę.

K: Jak trafiłeś w szeregi Asfalt Records?

M: W listopadzie 2014 roku powstały teksty na debiutancki materiał "Księżniczka i Buc". Pierwotnie zamierzałem założyć zespół ze znajomymi z akademii muzycznej i z nimi pracować nad tym projektem. Jednak przez wielkie rozczarowanie, które było spowodowane kwestiami pozamuzycznymi, ostatecznie zrezygnowałem z tego konceptu. Przeżyłem później najbardziej irracjonalny rozdział swojego życia, który skończył się w okolicach lutego/marca. W momencie, kiedy wróciłem na ziemię postanowiłem, że daję sobie tydzień na zrobienie samemu muzyki na całą EP. Przesiedziałem tydzień sam w swoim mieszkaniu, nagrałem cały materiał i wysłałem znajomym. Urodziła się fajna atmosfera wokół tego projektu i poczułem, że jest to dobre streszczenie mojego podejścia do muzyki w tamtym czasie. Nie pamiętam dokładnie, w jakich okolicznościach puściłem "Księżniczkę i Buca" mojemu serdecznemu kumplowi, który jest informatykiem w Asfalcie, był zaskoczony efektem końcowym i sam zaproponował, że pokaże chłopakom z ekipy. Minęło trochę czasu i napisał do mnie Tytus, że materiał bardzo mu się podoba i zapytał, czy chcę dołączyć do ekipy Asfalt Records. Po dłuższej rozmowie i ustaleniu szczegółów, przekonałem się do tego pomysłu i z radością stwierdzam, że nie żałuję swojej decyzji.

K: “Księżniczka I Buc” to projekt składający się z czterech utworów, które opowiadają nam spójną historię. Ciekawi mnie, jaki masz stosunek do tych dwóch historii, czy identyfikujesz się w jakimś stopniu z postacią „Buca”? Czy te dwie historie zostały wykreowane na potrzeby płyty, czy są one wzięte z Twoich osobistych doświadczeń?

M: Ludzie uwielbiają wytykać błędy innym, upominać i dawać im wskazówki życiowe. Uwielbiają plotkować i odwracać uwagę przez oczernianie innych od swoich własnych przywar. Sam łapię się na tym, że tak robię! Pomimo swojej pełnej świadomości, że może to jedynie zaszkodzić drugiemu w zamian za chwilową poprawę własnego samopoczucia. Podobnie zachowałem się pisząc "Księżniczkę i Buca", z tym, że poprawiając swoje samopoczucie wyżywałem się na postaciach fikcyjnych jedynie inspirowanych swoim własnym życiem. W "Bucu" oczywiście jest bardzo dużo mnie, ale pisząc teksty nie byłem gotowy bezpośrednio przyznać się do wielu swoich błędów, więc wykreowałem zewnętrzną postać, którą uzupełniłem o zachowania z mojego otoczenia. "Księżniczka Daisy" to wycinanka charakterów kilku moich znajomych. Jeśli chodzi o samo spotkanie jest to fikcja, mocno inspirowana prawdziwą sytuacją.

K: Czy byłeś przygotowany na tak pozytywny odbiór swojej EPki?

M: Cieszę się, że ludzie odbierają EPkę w taki, a nie inny sposób. Najbardziej bałem się, że zabrzmię jak ktoś, kto uważa się za nieomylnego i świętego, albo jak pesymista, który użala się nad otaczającym go światem, mimo że w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Z dużym dystansem patrzę na to, co mnie otacza i chcę się dzielić swoimi spostrzeżeniami, tak zwyczajnie. Do niczego nie namawiam, jedynie wytykam błędy nieistniejącym postaciom, cieszę się, że ludzie to rozumieją.

K: Swoją przyszłość wiążesz z działaniem na polskiej scenie muzyki hip-hopowej, czy jest to po prostu tymczasowa zabawa gatunkiem?

M: Uwielbiam hip-hop, ale jeszcze bardziej uwielbiam poszukiwanie w muzyce. Gdybym na starcie stwierdził, że swoją przyszłość wiążę z polską sceną hip-hopową, mógłbym w którymś momencie stracić wiarygodność przekazu. Czuję, że zmierzam w konkretnym kierunku, a projekty, w których brałem udział, czy te które dopiero ujrzą światło dzienne, są jedynie sprawozdaniem z drogi. Ciekaw jestem, dokąd mnie to zaniesie.

K: Jako student, masz jakąś dobrą radę dla kolegów, którzy dopiero zaczną zmagania z typową studencką egzystencją?

M: Każdy zobaczy, o co chodzi na studiach. Na chwilę obecną, jedyna rada, jaką mógłbym dać to, że kubełek z KFC na śniadanie smakuje najlepiej na świecie i nie trzeba nic jeść do następnego poranka, więc chyba ostatnią odpowiedź odpuszczę.

            


poniedziałek, 25 maja 2015

Wychodząc poza ramy studia

Tutaj jest miejsce na kilka słów od autora, ale chyba nic nie wymyślę. W moich oczach życiorys artystyczny, jak i twórczość Maxima, mówią same za siebie i ja absolutnie nic nie muszę dodawać.

K: Czy są muzycy, którzy w jakimś stopniu ukształtowali bądź ukierunkowali Twój gust muzyczny?

M: Jasne, że tak. Największy wpływ na mój gust muzyczny miały rzeczy, które podrzucali mi starsi bracia. Początkowo The Prodigy, później 2pac, Cypress Hill, Dr. Dre, Biggie. Polski rap gdzieś też się przewijał, pierwszy Kaliber, Molesta, Liroy, a nawet Kazik. Później sam zacząłem poszukiwać muzyki, która mi odpowiada. To wszystko po części ukształtowało mój gust i poczucie muzyki.


K: Wspierasz różnego rodzaju akcje charytatywne, a Twoje aktywne działania na rzecz kultury hip-hopowej, zmieniają stereotyp, jakim jest obarczona. Od samego początku w Twoich planach były prospołeczne działania?

M: To chyba powinno być normalne, że jeśli gra się w miarę regularnie koncerty, znajduje się od czasu do czasu termin żeby zagrać charytatywną sztukę. Fajna jest świadomość, że swoim występem można przyczynić się w jakimś stopniu do pomocy innym. Jeśli chodzi o moją aktywność warsztatową, to w żadnym wypadku nie uważam się za jakiegoś mentora, jednak myślę, że fundamentalną wiedzę posiadam i lubię ją przekazywać innym, jeśli mam ku temu okazję. Dziś mnóstwo dzieciaków słucha rapu, a nie wie tak naprawdę, czym jest cała kultura hip-hop. 


K: Od 2014 roku wraz z Blazem jesteście członkami załogi Aloha Entertainment. Warszawskie wydawnictwo gromadzić w swoich szeregach wielu niebanalnych artystów. Jak zaczęła się wasza współpraca z Aloha? Dlaczego w duecie?

M: Wspólnie z Blazem wygraliśmy konkurs, dzięki któremu zagraliśmy na MHHF w Giżycku. Dostaliśmy propsy od Procenta za występ, później kontakt się utrzymywał, wpadliśmy na urodziny Alohy i jakoś to poszło. Efektem tego jest LP Reszty Nie Trzeba.

K: W 2014 ukazał się album „Reszty nie trzeba”. Jest to pierwszy duży projekt waszego duetu, który zyskał wiele pozytywnych komentarzy. Opinia odbiorców jest dla artysty priorytetem, ale jakie były wasze odczucia po zakończeniu projektu? Efekt był dla was zadowalający? Czy po czasie słuchając waszej płyty, masz ochotę coś zmienić?

M: Chyba każdy, kto zalicza jakiś progres, widzi swoje braki i wie, że w obecnej chwili zrobiłby wiele rzeczy dużo lepiej. Z perspektywy czasu uważam, że to dobry album i słuchając go czuję klimat tamtych nagrywek. Dostaliśmy wiele pozytywnych opinii, jednak osobiście liczyłem na trochę większy feedback. Mam nadzieje, że przy kolejnych produkcjach będzie tylko lepiej.

K: Co według Ciebie jest komiczne w polskim rapie?

M: Najlepszy przekaz w mieście.

       

piątek, 3 kwietnia 2015

„Jeszcze Hary, co mu się fejm nie zgadza.”

     Kiedyś bardzo lubiłam słuchać chłopaków, którzy są związani z SB Maffiją. Na szczęście, z biegiem czasu zmądrzałam!  Hary, to jak dla mnie zupełnie inna bajka! Jest On w pierwszej trójce polecanych przeze mnie artystów, którzy na polskiej scenie muzycznej, są niedocenieni! Chociaż osobiście uwielbiam płytę „Mega”, która od roku stale gości na mojej playliście, to uważam, że ostatni projekt-„Petardy”, to genialny album, który jest warty waszej uwagi (oprócz kompletnie nietrafionej okładki, jest mistrzowski).

K: Jak udało Ci się załapać do ekipy SB Maffija?

H: Nie jestem już pewien, ale z tego co pamiętam, odezwał się do mnie Białas. Napisał, że fajnie byłoby zrobić coś razem. Efektem tego, był mój refren do "Styl życia Młody Białas". Później SB na stałe wessało mnie w swoje szeregi.

K: „Jeszcze Hary, co mu się fejm nie zgadza.” To wypowiedź użytkownika forum slizg.eu. Twoja muzyka ma bardzo pozytywny odbiór, wśród niewielkiego grona odbiorców. Nie pojawiasz się w komercyjnych kolaboracjach, udzielasz sporadycznie wywiadów, niewiele możemy dowiedzieć się o Tobie, nie wspomnę już o koncertach (tylko za bilet na Malediwy). Co jest powodem tak znikomego udzielania się, co w efekcie prowadzi do tego, że Twoja muzyka cieszy się mniejszym rozgłosem?

H: Nie czuje zupełnie presji, na pogłębianie fejmu. Jako dzieciak, marzyłem o życiu z muzyki, o fleszach, wywiadach itd., ale jakiś czas temu, zupełnie mi to minęło. Jaram się masą innych rzeczy, którą teraz się zajmuje, a muzyka jest jak to powiedział Popek - tylko zabawką. Niedługo projekt Hary x Foux, który ma szanse sporo namieszać, jeśli ludzie i wytwórnie zaczną się o nas zabijać, to może i moje podejście się zmieni.

K: Na swoim koncie posiadasz trzy albumy, czy masz swojego faworyta pośród „wielkiej trójcy”? Czy pokrótce możesz opowiedzieć jak przebiegała praca nad każdym projektem?

H: Nie mam faworyta, każdy album lubię na swój sposób i każdy mnie wkurwia, bo słyszę jak dużo rzeczy dziś zrobiłbym lepiej. Na ten moment moim faworytem jest projekt z Fouxem - w całości już skończony, czeka tylko na featy.

Jeśli chodzi o krótki opis prac nad danym albumem:

"J.M.T.N.Z.N.T.N.Z" (niezły skrót) - Fajne czasy, częściowo ten album pisałem jeszcze mieszkając w Łodzi. Nagrałem go w profesjonalnym studiu, miksowałem go sam i jarałem się pierwszym sztosem swojego autorstwa, czyli Hary – Dumny.

"Mega" z Funk Monsterem - uwielbiam pracować z tym producentem, mega skillsy. Wszystko nagraliśmy w piwnicy.

"Petardy" - Najbardziej surowa brzmieniowo płyta w moim dorobku, prawdopodobnie podświadomą odskocznią jest nadchodzący projekt. Wszystko zostało zrealizowane w studiu 4P, w którym działam do tej pory.

K: Jak oceniasz poziom takich utworów jak polska wersja piosenki JMBNT, która nie tak dawno pojawiła się w sieci. Ciekawi mnie również Twoja opinia na temat samego klipu, gdzie na demolowanym Fiacie Uno widnieją nazwiska innych wykonawców muzyki hip-hopowiej.

H: (Pomijamy Tigera i Kobre?) Bardzo lubię muzykę SB, fajnie, że powstają takie covery. Mega jaram się np. coverem Soboty „Jebać miłość”. Jak dla mnie im więcej takich rzeczy tym lepiej. Warto podkreślić, że oba przypadki zostały zrobione bardzo profesjonalnie. A jeśli chodzi o zniewagę w postaci demolowania auta, to trafiło się miejsce na zaczepkę, więc zostało to wykorzystane.

K: Bez wątpienia doskonale znasz środowisko młodych graczy. Czy widzisz w ich twórczości coś innowacyjnego, coś czego nie było do tej pory?

H: Ogólnie, dzieje się dobrze w polskim rapie. Czy akurat są to młodzi gracze? Nie mam pojęcia! Najczęściej słucham muzyki ludzi, z którymi współpracuję.
        

środa, 24 grudnia 2014

"Tu będzie street art"

   Kilka tygodni temu wracając z uczelni dostałam wiadomość, a w niej informację  o możliwości przeprowadzenia wywiadu z Forinem. Początkowo uznałam że to żart! Wywiad tej rangi wydawał się niemożliwy, ponieważ ciężko jest nam namówić nawet mało znanego artystę, do pojawienia się na naszej stronie. To stanowczo najlepszy wywiad, jaki udało nam się do tej pory przeprowadzić. Dodatkowym walorem jest samo podejście artysty. Zostaliśmy potraktowani profesjonalnie, pomimo że jesteśmy dopiero „raczkującą” stroną. Pozostaje mi jedynie podziękować Forinowi, a was zaprosić do lektury.  


K: Miałeś okazję pojawić się w programie „Serio?” prowadzonym  przez Sokoła i Żulczyka. W momencie rozmowy o naturalnym przejściu z graffiti do projektowania komputerowego padły słowa ”Gdyby były dwie osoby, które miałyby te same kwalifikacje, posiadały by bardzo podobne portfolio, to wybrałbym osobę która miała styczność z graffiti”. Jakie umiejętności kreuje w człowieku czas poświęcony na tworzenie w przestrzeni publicznej?  

F: Graffiti rządzi się swoimi zasadami, posiada język znany tylko osobom, które się nim interesują. Na ten język poza nazewnictwem składa się także stylistyka, wrażliwość na formę, która często bywa abstrakcyjna. W graffiti ważny jest też kolor, walor, faktura. Osoby malujące nie mają problemu z tworzeniem projektów manualnie, umieją myśleć abstrakcyjnie, nie boją się rzeczy w stali, wielkoformatowych. Są to rzeczy bardzo przydatne podczas projektowania.

Innymi zaletami osób związanych z ruchem graffiti są rzeczy wynikające z relacji międzyludzkich jakie tworzą się pomiędzy tworzącymi np. nielegalne graffiti. To pewien zestaw cech danego typu człowieka, często jest to sumienność, lojalność, kreatywność, wyostrzony instynkt łowcy, umiejętność myślenia na przód, tworzenia pod presją czasu, czy chęć ciągłego samorozwoju, wyznaczania sobie nowych celów i zdobywania ich.


K: Wielkie miasta, które niegdyś zdobiły szare ściany budynków , dziś powstają na nich kolorowe murale.  Miasta przybierają formę ogromnej galerii sztuki, która tworzy się w przestrzeni,  na co dzień nam obojętnej. Kiedy nastało to „pospolite ruszenie” jakim jest wykorzystywanie  sztuki ulicznej i zaprzestanie nazywania jej wandalizmem?  

F: Wandalizm jako akt jest czynnikiem twórczym. Od chęci zmiany zastanego porządku rozpoczęła się cała historia graffiti, czy street artu. To dzięki działaniom nielegalnym, nachalności wchodzenia ich w ułożoną przestrzeń miejską, ludzie zaczęli oswajać się z tego typu działaniami. To początek tego co obserwujemy dzisiaj, aprobaty społeczeństwa wielkowymiarowych dzieł, instytucjonalizacja zjawiska, stworzenia się całego biznesu jako towarzyszy temu ruchowi.

Bliskość wielkich prac często znanych artystów zaczęła wpływać na koniunkturę nowych inwestycji deweloperskich w danym rejonie, czy choćby stała się sposobem na kreowanie wizerunku danej okolicy. Zaczęło być to opłacalne zarówno dla władz miast, które zazwyczaj są organizatorami festiwali, jak i dla samych artystów. Artyści Ci poza działalnością festiwalową przeważnie tworzą prace z których sprzedaży żyją. Z każdym nowym muralem wzrasta ich rozpoznawalność w świecie sztuki, co przekłada się bezpośrednio na popularność i wzrost zapotrzebowania na ich projekty. Dany mural staje się niczym innym jak wielkoformatowym billboardem reklamujących twórczość.

Mam wrażenie, że rzadkością jest zapraszanie do współpracy artystów, którzy tworzą sztukę trudniejszą, która zmusza przechodnia do refleksji, która porusza i pokazuje palcem problemy. To samo tyczy się artystów, którzy uprawiają sztukę abstrakcyjną. Osobowości przy pracach których podczas oglądania, poza oczyma musi pracować także wyobraźnia. Takim zawsze jawił mi się street art, który został zastąpiony mural artem. Prostym, zrozumiały dla każdego.
Oczywiście nie znaczy to, że sztuka ta ma być w moim mniemaniu tylko kierowana do nielicznych, chodzi mi bardziej o zachowanie rozsądku i równowagi. Sztuka nie może tylko spełniać roli ozdobnej.  

Rozumiem, że jest to mniej komfortowa sytuacja dla samych władz miasta, taka sztuka zazwyczaj jest pokazywana, wręcz zamykana w ścianach galerii tutaj wystawiana jest konfrontacje z całym społeczeństwem.

K: Warsztaty graficzne z Forin’em, czy uważasz że osoby takie jak Ty, które mają pewną już pozycję na rynku, winne są następnym pokoleniom zdolnych grafików dawać szansę rozwoju? Czy jesteś zadowolony z efektu finalnego-wyglądu limitowanej okładki Parias?

F: Myślę, że jest to sprawa indywidualna. Wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś kiedyś tę wiedzę sam mi przekazał, zaszczepił we mnie chęć samorozwoju w danej dziedzinie to czuję się w obowiązku spróbować ją przekazać innym.

Praca z ludźmi zawsze mnie fascynowała, pomimo tego, że nigdy nie byłem ekstrawertykiem. Możliwość wspólnej kreacji, wzajemnej inspiracji wpływa pozytywnie na twórczość każdej z osób biorących udział w tego typu wyzwaniach. Warsztaty nieoczekiwanie zbudowały relacje międzyludzkie trzymane do dzisiaj. Bardzo to cenię.

Efekt finalny, wygląd zaskoczył zarówno organizatorów, wydawcę jak i samych kursantów. Stworzyliśmy pierwszą na świecie okładkę, przy której jednocześnie pracowało tylu artystów. Każda grafika, nawet wersja płyty jest unikalna ze względu na to, że zrobiona jest manualnie. W środku poza płytą winylową znajduje się wspomniane 12 sygnowanych podpisami grafik, gazetka z opisami biograficznymi artystów. Każde ręcznie robione pudełko jest numerowane. Biały kruk polskiej fonografii. Do dzisiaj jest to dla mnie jedna z ulubionych okładek przy których mogłem pracować i projekt, który zapamiętam do końca życia.

Więcej o projekcie na stronie www poświęconej całej akcji:

K:  Współtworzyłeś wiele wydawnictw na polskiej scenie muzycznej. Jedną z ciekawszych prac jest okładka Parias w której wykorzystałeś wiele ciekawych rozwiązań. Jak wyglądała praca nad okładką? Chcesz częściej tworzyć tego typu projekty, stawiając na fakturę, a nie klasyczną grafikę?

F: Projekt ten jest połączeniem czystości projektowej z naturalnymi wręcz sprawiającymi wrażenie ręcznie robionych części okładki. Do wykonania opakowania wykorzystaliśmy papier z odzysku. Jest on specjalnie nieuszlachetniany żadnymi środkami chemicznymi po to, aby przy każdym dotknięciu opakowania nabierało ono ciemniejszego koloru poprzez zostawianie palcami śladów. Tak jak okładki starych zeszytów/brulionów. Przy produkcji okładki nie użyto prawie w ogóle farby drukarskiej (tylko tracklista w środku opakowania drukowana jest białą farbą). Cała grafika została uzyskana za pomocą różnego typu tłoczeń.

Okładka płyty jest moją częścią protestu jaki zawarty jest na warstwie muzycznej płyty. Protestem przeciwko nachalnym krzyczącym pstrokatym okładkom – ma być kontrą dla nich, przeciwko wszechobecnej reklamie i marketingowi, które spychają muzykę na dalszy plan. Wręcz jakby mówiącym nam, że bez nich nie uda się czegoś zrobić, czy odnieść sukcesu sprzedażowego. Swoistym powrotem do korzeni, gdzie muzyka jest najważniejsza. Gdzie jedynie zawartość tekstowa i muzyczna płyty stanowi o tym, czy płyta jest dobra.

Media jakie używam podczas projektowania dobierane są do wymyślonej kreacji. Nie mam ulubionej techniki. Staram się nie ograniczać w stylistyce, czy ulegać trendom. Moim zdaniem finalnie mogą szkodzić samemu projektowi jak i projektantowi.

K: Skąd wziął się pomysł na stworzenie graffiti z okazji nowej płyty Wu Tang’u „A Better Tomorrow”? Od samego początku współpracowaliście z grupą, czy przypadek sprawił, że projekt został zauważony?

F: Projekt ten jest wynikiem pracy wielu osób, które krok po kroku sumiennie wypracowywały kontakt z amerykańską wytwórnią, wydawcą Wu-Tang Clan. Osobiście chciałem, aby akcja ta pokazała innym to, że jeśli potrafisz o czymś marzyć to potrafisz także tego dokonać. Tak interpretuję tytuł "A BETTER TOMORROW". Mam nadzieję, że ten film, czy sama praca zmotywuje innych do działania.

K:  „Most63” niebanalny koncept, zestawienie poglądów młodych ludzi z starszym pokoleniem. 63 krótkie filmy, które pokazują różnice międzypokoleniowe w rozumieniu wartości. Skąd wziął się pomysł na cały projekt, jak i jego przedstawienie?

F: Projekt ten zrodził w mojej głowie ponad rok temu. Jest wynikiem doświadczeń kilku innych projektów, które realizowałem wcześniej, przede wszystkim Projektu Wolność. Samemu nie miałem możliwości go zrealizować, ze względu na siły przerobowe, jak i przez budżet jaki potrzebny był do realizacji składowych. To za duży projekt jak na jedną osobę. Rękę podał mi mój kolega Piotrek Jasiński. Udoskonaliliśmy koncepcje, podzieliliśmy obowiązki. Udało zdobyć się częściowe finansowanie, wsparła nas finansowo prywatna firma. Projekt ruszył.

Nie ukrywam było wiele ciężkich chwil przepełnionych zwątpieniem, brakiem motywacji jednak przezwyciężyliśmy wszystko i udało się go zrealizować.

Opowiada on o dwóch pokoleniach ludzi, którzy zamieszkują Warszawę. O ludziach, którzy ukochali to miasto każdy na swój sposób. Chciałem, aby ten projekt stał się pomostem nie tylko pomiędzy tamtym minionym a teraźniejszym czasem, ale także właśnie pomiędzy tymi pokoleniami.

Jako twórcy zdawaliśmy sobie także sprawę z tego, że to może ostatnia chwila, by porozmawiać z uczestnikami czy też naocznymi świadkami Powstania na tematy, na które do tej pory Ci ludzie nie mieli okazji się wypowiadać i jak sami przyznali pierwszy raz ich ktoś o to zapytał.

 
 
                            Graffiti z okazji nowej płyty Wu Tang’u „A Better Tomorrow”

czwartek, 18 grudnia 2014

Reggae na majku

   Dziś artysta reprezentujący polską scenę muzyki reggae. Osobiście kojarzę ledwie kilka utworów z tego gatunku. MadMajk jednak wychodzi poza ramy klasyki, zahaczając o klimaty hip-hopowe. Ta opcja zdecydowanie trafia w mój gust, poszerzając tym samym moją playlistę o nowe utwory.

K: Masz już sporo osiągnięć, miałeś szanse pracować z największymi osobistościami na polskiej scenie muzycznej. Jaki jest Twój przepis na sukces?

MM: Dziękuję. Mam nadzieje, że będzie mi dane zrobić jeszcze więcej. Mając na myśli polską scenę muzyczną, masz na myśli pewnie polską scenę reggae. Owszem, miałem okazję i szczęście współpracować z dużą ilością znakomitych ludzi z naszego rodzimego reggae jak i z reszty świata za co jestem wdzięczny. Te wszystkie kooperacje to najlepsza szkoła.

Jeśli chodzi o receptę na sukces w mojej opinii, to na pewno jest kilka zmiennych, których jest on wynikiem. Talent to raz, dwa to przede wszystkim ciężka praca. Robić jak najwięcej i jak najczęściej, myśleć o tym, uczyć się i robić wszystko co może poprawić Twoje umiejętności. Kolejna rzecz to być w określonych miejscach o określonym czasie. Poznawać ludzi, być tam gdzie „się dzieje”. Starać się przebywać wśród ludzi którzy robią dobrze to w czym chcesz być dobrym. Jeśli chodzi o muzykę to na pewno w dzisiejszych czasach jak chcesz zaistnieć to musisz być wszędzie- Instagram, Facebook, Soundcloud, Youtube itp. Zadbać o promocję i dobrą jakość tego co od Ciebie wychodzi. Być oryginalnym od muzyki po video i grafikę. No i trzeba mieć trochę szczęścia.

K: Do jakiego odbiorcy jest skierowana Twoja muzyka? Co chciałbyś osiągnąć przekazem swoich tekstów?
                                                                                

MM: Robię tak różne rzeczy, że nie mam preferencji jeśli chodzi o słuchacza. W ciągu ostatnich 2 tygodni wypuściłem hip-hopowy, samplowany instrumental „Somebody bigger” i trailer bardzo słodkiej miłosnej piosenki reggae „Missing you”, wyprodukowany przez K-JAH. Na przestrzeni ostatnich 14 lat nagrywałem Jazzowe rzeczy, reggae, hip-hop, dancehall więc przekrój słuchacza jest duży. Słuchają mnie starsi i młodsi. Ludzie z różnych środowisk. Co chciałbym osiągnąć moimi tekstami? Chciałbym dawać ludziom do myślenia, innym razem dawać nadzieję, czy po prostu coś skomentować, wyrazić siebie. Świata nie zmienię, ale na pewno umilę komuś kilka chwil. 

K: Jak to się stało, że coraz częściej artyści reggae wychodzą poza ramy tej muzyki, zahaczając np. o klimaty hip-hop’owe?

MM: Trudno o jakąś ogólną konkluzję. Jedni chcą się rozwijać inni zarabiać lepiej. Na pewno hip-hop jest bardziej dochodowy i popularny niż reggae. Ci którzy robią muzę profesjonalnie i z tego żyją dobrze to wiedzą, dlatego powstają takie kawałki. Kolejną  sprawą jest to, że środowiska się przecierają. Jeżdżąc na koncerty, grając po Polsce  czy świecie poznajesz różnych ludzi na festiwalach czy innych imprezach i po prostu zawiązują się fajne koneksje. Jest jeszcze opcja taka, że wielu raperów nie umie śpiewać, a chcą mieć melodyjne, wpadające w ucho refreny wiec szukają np. wśród „reggaemanów”. No i hip-hop z reggae się pięknie miksuje. Pewnie jeszcze by się coś znalazło. 



K: W życiu prawie każdego artysty działającego w zespole nastaje moment, kiedy postanawia on rozwinąć swoją solową karierę. Jak było z Tobą? Był to jakiś wyszczególniony moment? Impuls czy naturalna chęć pójścia o krok dalej?


MM: Zawsze marzyłem o zrobieniu płyty „solo”. Wcześniej nagrałem dwie między stylowo-jazzowe płyty z Bauagan’em. Grając równolegle z moim bratem Malikiem jako SingleDread pisałem swoje kawałki reggae, ale zawsze jakoś nie było energii żeby to zebrać razem i wydać. Nastąpił moment przełomowy w moim życiu. Postanowiłem, że wyjadę z kraju na jakiś czas i tak zrobiłem, zostawiłem wszystko. Wyjechałem na Ibizę. Pracowałem w Global Reggae Bar. Pół roku na plaży. Ciągle reggae, słońce, klapki na nogach. Jak wróciłem stwierdziłem że trzeba tą reggae płytę nagrać i tak powstał „Wartości system”.

K: Do którego z projektów masz największy sentyment?

MM: Ciężko powiedzieć. Kocham grać reggae jako SingleDread Sound. Mikrofon w ręku i rodzony brat (Malik) za DJ’ką. To był mój impuls żeby cokolwiek robić z głosem i tak zostanie do końca, siła braci. Czasem dołącza do nas Czapla (drugi selektor). Rodzina - do tego zawsze jest sentyment. Z kolei granie z Bauagan’em to totalne odrealnienie i inna bajka. Jazzowe połamane bity, dziwne harmonie i schematy - niesamowite światy. Niestety z racji moich podróży zawiesiliśmy działalność. Mam nadzieję, że jeszcze będzie nam dane pograć razem, tęsknie za tym. Na pewno coś jeszcze zmajstrujemy. Mam kontakt z Norbullem, moim zdaniem jednym z najlepszych kontrabasistów jakich słyszałem w Polsce i od czasu do czasu rozmawiamy o zrobieniu czegoś nowego. Iskra się tli więc na pewno coś powstanie. Mam nadzieję, że szybko!

K: W dobie Internetu mamy coraz więcej młodych ludzi chcących zrobić karierę muzyczną. Internet jest ekspresową opcją pokazania się światu. Ty zaczynałeś w czasach kiedy komputery nie były aż tak popularne. Jakie były Twoje sposoby na promocję swojej muzyki?

MM: Jak ja zaczynałem to nikt z nas nie myślał o promocji muzyki- rok 2000-2001. Po prostu robiliśmy muzykę i to się liczyło. Napisać nowy tekst, pójść na imprezę i czekać, aż PabloPavo da mi mikrofon, żebym mógł ponawijać tym swoim piskliwym głosikiem do ludzi. Byliśmy promocją samą w sobie. Czasem się coś wrzuciło na forum Reggaenet i tyle. Inna kwestia jest taka, że nie było wtedy dużo soundsystemów w kraju, wiec mieliśmy trochę ułatwione zadanie. Dziś jest inaczej, ale czy źle? Nie sądzę. Świat się rozwija więc trzeba się rozwijać razem z nim, płynąć z nurtem, a nie narzekać że fajnie było w 90tych. Tu i teraz się liczy.

    

czwartek, 11 grudnia 2014

Pjusa batalie o CD's

     Tego artysty chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Na scenie muzycznej działa już od kilkunastu lat. Przedstawiciel Alkopoligami który zaczynał swoją karierę w trio 2cztery7, razem ze Stasiakiem i Tym Typem Mesem. Artysta niewątpliwie warty tego by zainteresować się jego muzykom i tym co robi poza nią. Jak każdy i on kiedyś miał swoje początki. Drogą retrospekcji, przywołując swoje najwcześniejsze artystyczne wspomnienia, zarzucił krótką opowieścią o kolekcji swoich płyt.

„Dawno, dawno temu kiedy miałem  tylko zajawkę to… lubiłem kupować płyty. Nie mam jakiejś potężnej kolekcji- znam większe, bogatsze i pełne białych kruków. Udało mi się natomiast zgromadzić kilka rarytasów, na które niejeden znawca (zwłaszcza rapu z zachodniego i południowego wybrzeża) cmoknąłby z zachwytu.





Obecnie słucham mało (z wiadomego powodu). Rzadko też sprawdzam nowości, a co za tym idzie, niewiele pojawiło się u mnie owych oryginalnych płyt. Najczęściej są to wydawnictwa kolegów (ostatnio kupiłem nową płytę Włodka i dostałem albumy Karwel’a i Kafar’a). Doskonale pamiętam jak kiedyś kawałki z kaset, Vivy, puszczane z netu czy w samochodach  wpadały mi w ucho, zawsze musiałem je mieć na oryginalnym CD – jakoś nie jestem fanem vinyli. Gdzie kupowałem? W ukochanym Hey Dża na tyłach Kina Relax (pozdro Mesjasz), na serwisach aukcyjnych, czy przy okazji podróży. Szczególnie batalie internetowe zapadły mi w pamięć – licytacje. Wstawanie w nocy, by przejąć wymarzoną płytę, bo wiadomo nie byłem jedyny w kolejce po nie. Kiedyś nawet znajomy po zakończonej aukcji napisał mi 

sms-a: „Kurwa! Nie wygrałem tej płyty Boot Camp Click, ale po nicku domyślam się, że to Twoja sprawka. Przynajmniej trafiła w dobre ręce.”Mam nadzieję, że jeszcze parę ciekawostek uda mi się zdobyć…”



piątek, 5 grudnia 2014

Małymi krokami do celu


      
Śmiało mogę powiedzieć, że ten wywiad ma swoją długą historię. Jest to tak naprawdę efekt paru miesięcy marudzenia. Przy pierwszym podejściu nic mnie nie oczarowało, brak chemii? Szkoda, bo pokładałam w tym chłopaku nadzieję. Kolejna próba to  wielkie zaskoczenie, które podsumuję stwierdzeniem, że w  życiu trzeba być upartym, a On właśnie taki jest!

K: Jesteś przedstawicielem świeżego nurtu w muzyce. Mroczny charakter,  fascynacja orientem i ciężka podstawa beat’u w całość daje spójny , niekonwencjonalny efekt. Co przeważyło na Twojej decyzji aby kreować tak specyficzny klimat?

T: Największy wpływ na moją muzykę mają książki, wyobraźnia i Anime. Myślę że ta ostatnia rzecz ma największy wpływ na mnie i na to co tworzę. Oglądam dużo tego typu rzeczy, praktycznie całe dnie.  Myślę że kreuje tak specyficzny klimat, ponieważ klasyczny Hip – Hop najprościej mówiąc -mnie nudzi. Ciągle pojawiają się te same patenty, brakuje oryginalności, mainstream nie robi nic nowego. Każda płyta jest o tym samym, użalanie się nad swoim życiem to typowy temat. Hip -Hop powinien dawać ludziom swobodę, rozrywkę, a nie ich dołować. Zawsze chciałem być gościem który robi coś unikalnego, myślę że w jakimś stopniu mi się to udaje. Od początku mojej przygody z muzyką stawiałem na kreatywność i tak pozostało aż do dziś. Muzyka to tylko zabawa, wątpię aby ktoś zaczął mi za to płacić ponieważ polscy słuchacze są nastawieni na klasyczny gatunek i są trochę jakby to powiedzieć… ograniczeni. Nie przyjmują do siebie czegoś nowego, świeżego, ale mam nadzieję  że czas to zmieni.

K:  Zdecydowałeś się na pójście o krok dalej, stworzyłeś wytwórnie która gromadzi artystów tworzących unikalną muzykę. Jakie plany na przyszłość wiążesz z tym projektem?

T: Nie nazywam tego wytwórnią ani label’em. Jesteśmy grupą gości robiących muzykę w podobnym klimacie, nawet nie znamy się na żywo. Jako grupa chcemy być oryginalni i kreatywni. W planach mamy kilka projektów, ale póki co wspieramy się nawzajem i w jakiś sposób próbujemy promować siebie i swoje tracki. Myślę że kiedy uda nam się uzbierać trochę fanów, zaczniemy wytłaczać swoje projekty i jeździć na różne suporty. Na ten moment działamy i pracujemy ciężko na wyświetlenia, a później się zobaczy. Wszystko przyjdzie z czasem (tak myślę). Nie robimy nic pod publikę, po prostu bawimy się nią bawimy i szukamy nowych rozwiązań.

K: Polski rynek muzyczny na którym wciąż króluje klasyka, czy tak alternatywna wersja muzyki hip-hop’owej ma szanse zostać zaakceptowana i trafić do szerszego grona słuchaczy?

T: Muzyka Hip-Hop’owa z każdym rokiem się zmienia, co rok wypływa jakiś nowy „świeży” gracz. Myślę że jeśli będę robił swoje i konsekwentnie podążał tą ścieżką którą obrałem, to jest duża szansa, aby trafić do szerszego grona słuchaczy. Mam plan na siebie, a to jest najważniejsze! Młode pokolenie jest teraz bardziej nastawione na nowe brzmienia, nie chcą już słuchać klasycznych „pętli”. Dzieję się to dlatego, że większość z nich słucha muzyki z USA czy z Europy. Z każdym dniem jest coraz więcej słuchaczy i są oni bardziej „kumaci”. Poszukują oni nowych brzmień, co bardzo mi się podoba bo zwiększa to prawdopodobieństwo,  że prędzej czy później natkną się na moją muzykę. Chociaż czasami mam wątpliwości czy chcę trafić do szerszego grona odbiorców. Gdy patrzę na fanpage innych artystów to chcę mi się płakać, że mają takich, a nie innych „fanów”. Muzyka w Polsce zmienia się na lepsze, przeszkadza mi jedynie to, że starsi gracze nie dopuszczają młodych do „koryta”. Nie akceptują nas, co dla mnie jest chore i niesłuszne. 



K:  Rozwijasz się prężnie jako artysta oraz producent. Dobry muzyk musi wyróżniać się z tłumu. Kreujesz muzykę w czasach kiedy codziennie w Internecie pojawia się nowa konkurencja. Jak w tym całym zgiełku być oryginalnym?

T: Moim zdaniem aby być oryginalnym, trzeba być szczerym wobec siebie. Ciężka praca również przyczynia się do tego aby być oryginalnym, nic samo nie spada z nieba. Nie można bać się stosowania nowych metod, patentów. Wielu artystów w dzisiejszych czasach boi się pewnych rozwiązań ponieważ boją się, że publice może się to nie spodobać. Moim zdaniem jest to błędne myślenie ponieważ aby być oryginalnym trzeba szukać nowych kombinacji w muzyce. Robienie czegoś pod publikę trochę mnie śmieszy, rób to co uważasz za słuszne, a nie to co inni chcą abyś robił. Myślę również, że aby być nowatorskim, nie trzeba się aż tak „spinać”. Wyrobienie swojego stylu trochę trwa, nie jest to element który przychodzi sam od początku przygody z muzyką. Niektórzy artyści są zbyt samokrytyczni wobec siebie, czują w jakimś stopniu „presje” wmawiają sobie że muszą wypuszczać kawałek raz na 2 tygodnie, a później są zasmuceni że odbiór był taki, a nie inny. Daj sobie trochę czasu,  wrzuć na luz!

K:  Wielu artystów czerpie inspiracje z swojego otoczenia. Często już po stworzonych utworach mamy obraz środowiska w jakim powstały. Jak na Ciebie wpływa otoczenie i czy odbija się to na Twojej muzyce?

T: Jasne, moje życie wpływa na moja twórczość! Lubię pisać teksty o tym co widzę, o tym co mnie denerwuje. Gdyby nie działo się nic szczególnego w moim życiu, to pewnie przestałbym nagrywać. Jeżeli ktoś chce mnie poznać jako osobę, to wystarczy wsłuchać się w moje teksty.  Muzyka innych artystów również wpływa na moja codzienność. Daje mi to w jakimś stopniu inspiracje do dalszej pracy np. jeśli ktoś stosuje nowy patent to siedzę i myślę „dlaczego ja na to nie wpadłem?”. Dużym czynnikiem który również na mnie działa, są przyjaciele. Zawsze kiedy mam „artystycznego doła” mówią abym się nie poddawał i motywują mnie do dalszego działania. Dostałem od nich większe wsparcie niż od innych osób pomimo tego, że są innej narodowości i nic nie rozumieją (śmiech).